Polacy z Wielkiego Tyrnowa

dnia

Wirginia Mirosławska:

         Pochodzę ze świętokrzyskiego. Wykładam na polonistyce, na tutejszym uniwersytecie. Zostałam tu skierowana przez polskie ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego jako lektor, w ramach umowy międzyresortowej.

Moja droga do Bułgarii prawadziła przez Słowację i Rosję. Z wykształcenia jestem polonistką. Po studiach podjęłam pracę, najpierw w Łodzi, potem w Preszowie na Słowacji  jako lektor języka polskiego. Bardzo mi się tam podobało. Miasteczko niewielkie i wielokulturowe, z bardzo bogatą historią. Moimi studentami byli tam Słowacy, Węgrzy i słowaccy Niemcy. Potem wróciłam na dwa lata do Łodzi, wykładałam na slawistyce. Kiedy pojawiła się możliwość ponownego wyjazdu na Słowację, zrezygnowałam z pracy na uczelni i wyjechałam. Tym razem pracowałam w ambasadzie polskiej w Bratysławie. Wróciłam następnie do Polski, do Krakowa. Pracowałam tam niedługo, w wydawnictwie naukowym. Przy najbliższej okazji wyjechałam do Kaliningradu, znów jako lektor języka polskiego. Poznałam tam naprawdę wspaniałych ludzi. Z wieloma z nich utrzymuję kontakt do dnia dzisiejszego. I wreszcie skierowanie do pracy w Bułgarii! Pierwsze „lektorowanie” trwało pięć lat, po rocznej przerwie znów jestem pracownikiem Uniwersytetu Wielkotyrnowskiego.

Bardzo mile wspominam Słowację, ale to Bułgaria przypadła mi do serca. Gdyby było inaczej, nie przyjechałabym tu ponownie i nie planowałaby tu osiąść na stałe. Mam bardzo dobre warunki pracy, choć moje pensum jest tu zdecydowanie większe niż w kraju. Zarobki też nie nadzwyczajne, ale czy to jest najważniejsze? Czuję się tu naprawdę swobodnie, tu się pracuje inaczej niż w Polsce, bez większych napięć, bez wyścigów, kto lepszy. I tempo życia jest inne. Pamiętam, że pierwsze bułgarskie zdanie, którego się nauczyłam, to było: Ima wreme – w wolnym przekładzie: Mamy czas. Bułgarzy nie spieszą się tak, jak Polacy, cenią sobie czas spędzony z rodziną lub ze znajomymi. Lubią się gościć, długo debatować przy winie czy rakii. Południowcy! Bardzo mi to odpowiada, widocznie nie jestem dostatecznie „północna”. Co ciekawe, często tu słyszę, że Polska to kraj zachodni, nie północny.

Może trochę o polonistyce na naszym uniwersytecie. Właściwie jest to slawistyka ze specjalizacją polonistyczną, mamy też słowacystykę i serbistykę. Najwięcej osób chce jednak uczyć się polskiego. Ale nabór na każdą specjalizację jest co dwa lata. Slawistyki przeżywają teraz kryzys praktycznie wszędzie. Młodzi ludzie wolą się uczyć bardziej uniwersalnych języków, takich jak angielski, francuski czy hiszpański. Są oczywiście i fani języków słowiańskich, którzy kończą u nas studia magisterskie i znajdują sobie potem pracę. Nasi absolwenci pracują m.in. w biurach tłumaczy, w filiach polskich firm, w obsłudze ruchu turystycznego. Tu system szkolnictwa jest trochę inny niż w Polsce: 4 lata trwają studia I stopnia, czyli licencjackie i rok II stopnia, czyli magisterskie. Dzięki takiemu systemowi mamy zainteresowanych studiami magisterskimi z Polski, w ciągu ostatnich kilku lat wypromowaliśmy pięć polskich magistrantek. Rozgadałam się o swojej pracy… Chyba widać, że ją lubię i że przynosi mi satysfakcję. Ale nie to jest najważniejsze. Chcę zostać w Bułgarii, bo dobrze się tu czuję, bo odpowiada mi taki trochę spowolniony rytm życia, takie bezpośrednie relacje między ludźmi.

 

SONY DSC

Mirosław Lasiuk:

Pochodzę z Mazur. Urodziłem się w małym miasteczku, 30 km od Olsztyna. Jako  dobry absolwent szkoły średniej miałem możliwość studiować za granicą.  Chciałem studiować na Węgrzech, ale znajomość  jezyka  niemieckiego byla niedostateczna. Zdałem egzamin w jezyku rosyjskim  i  trafiłem na studia do Bułgarii w roku 1975. Studiowałem energetykę cieplną i jądrową.

W czasie studiów poznałem moją przyszłą żonę. Studiowała w Sofii matematykę, mieszkała, jak ja, w akademiku. Pobraliśmy się w 1978 roku. W 1980 roku urodziła nam się córka Monika. Po skończeniu studiów wyjechaliśmy do kraju. Niestety, zostałem powołany do wojska. To był rok 1981. Wprowadzono stan wojenny.  Żona wróciła do Bułgarii. Nie chciała mieszkać w Polsce sama.

Do Bułgarii  wróciłem zaraz po zakończeniu służby wojskowej w 1983 roku. Wtedy myślałem, że  na krótko, że wyjedziemy razem do Polski. Ta tymczasowość trwa już trochę ponad 30 lat. Bez problemów znalazłem pierwszą pracę w energetyce przemysłowej, zajmując się regulacją kotłów parowych. W 1985 roku urodziła się nam druga corka – Marta. Podjąłem pracę w elektrociepłowni Marica Iztok 2.  Liczyłem, że dostanę mieszkanie służbowe. Tak się jednak nie stało. Wróciłem do Wielkiego Tyrnowa, gdzie podjąłem pracę w fabryce silników do elektrowciągów.

Przez prawie 20 lat byłem przewodniczącym oddziału Polskiego Stowarzyszenia Kulturalno-Oświatowego w Wielkim Tyrnowie. W roku 2000 zostałem odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Od 2008 moja dzialalność w PSKO została przerwana z powodu specyfiki pracy, ciągłej nieobecności w miejscu zamieszkania. Dorosłe juz córki pracują. Jedna mieszka w Wielkim Tyrnowie, druga, przynajmniej na razie, w Sofii. Obydwie mówią po polsku i wielokrotnie odwiedzały Polskę.

Poziom życia w Bułgarii nie jest wysoki. Do tej pory poziom świadczeń społecznych jest tu najniższy ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Ale tę socjalną „obojętność” państwa kompensuje ludzka pomysłowość i życzliwość. Nie jest źle ! Dajemy sobie radę!

Leszek Wątróbski

 

Dodaj komentarz